niedziela, 13 lipca 2014

Tak to się zaczęło…

Wszystko zaczęło się trochę ponad rok temu. Zbliżały się moje trzydzieste urodziny i wspólnie z Arkiem zdecydowaliśmy, że to najwyższy czas, aby postarać się o dziecko. I stało się, dwie kreski na teście ciążowym :) Wizyta u lekarza, potwierdzenie ciąży – standard. Ale kolejna wizyta nie była już taka standardowa – usłyszałam od mojego lekarza: „To mamy kłopot w nadmiarze” :) Gdy pokazał mi na USG trzy bijące serduszka, byłam w szoku. Liczyłam po cichu na bliźniaki, ale trojaczków się nie spodziewałam…
Dosyć szybko poznaliśmy „konfigurację” – dwie dziewczynki i chłopiec :) Super! Teraz tylko wybrać imiona :) Ania i Aleksander były pewne. Pod znakiem zapytania była Alicja. Arek chciał Nadię. Ale wtedy nie byłoby Drużyny A! :) Stanęło na moim ;) Jest Ania, Aleksander i Alicja :)
W 23 tygodniu ciąży trafiłam do szpitala – przedwczesne skurcze, ciąża zagrożona. Udało się nam wspólnie wytrwać jeszcze prawie 3 tygodnie.
02 kwietnia 2014 roku – 26 tydzień ciąży – dzień podobny do poprzednich. Był u mnie Arek, przyniósł smakołyki dla swojej potrójnej ciężarówki ;) Jak zwykle wyszedł dopiero wieczorem. Wszystko wydawało się być OK. Wydawało się…
Po godzinie 22-giej odeszły mi wody. Natychmiast badanie i decyzja lekarza dyżurnego – na porodówkę. Wszystko działo się bardzo szybko. A ja byłam przerażona. Wiedziałam, że to za wcześnie. Bałam się, czy dzieci urodzą się żywe, a jeśli tak, to co z nimi będzie… Krótko po godzinie 23-ciej Drużyna A była już na świecie. Niestety nie słyszałam ich płaczu, nie mogłam ich przytulić, ani nawet zobaczyć :( Dzieci były w ciężkim stanie. Czekałam na Arka, a łzy ciekły mi po policzku. Czułam wtedy tylko strach. Tak bardzo chciałam im powiedzieć „przepraszam”. Dzieci były w 100% zależne ode mnie, a ja nie dałam rady. Nie ochroniłam ich. Przepraszam…
Gdy Arek przyjechał, mógł zobaczyć dzieci. Nasze kruszynki…
Ania: 800 gram, długość 38 cm
Alicja: 790 gram, długość 38 cm
Aleksander: 820 gram, długość 39 cm
Ja po raz pierwszy mogłam je zobaczyć dopiero dwa dni później. To był szok! Takie maleństwa… Bezbronne, słabe, a jednak walczące o to życie. Leżały w inkubatorach, zaintubowane, podłączone do miliona kabelków i czujników. Anię pierwszy raz zobaczyłam tydzień po porodzie, ponieważ od razu została przewieziona do Zabrza.
To jej tak spieszyło się na ten świat…
Ania – pierwsze chwile życia

3 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam łzy w oczach. To ja tak narzekałam przy CC na lekarzy, szpital i wszystkich ludzi, a Ty jesteś taka dzielna! Podziwiam Cię i jestem z Wami całym sercem. Dobrze, że w DDTvn zobaczyłam ten materiał.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każdy zyje swoim życiem i swoimi problemami. Nie można mówić,że ktoś ma gorzej, a ktoś lepiej. Zapraszam do nas na facebookowy profil i tu na bloga, może dzięki naszej historii inaczej spojrzysz na świat? :) Pozdrawiam!

      Usuń