Jakiś czas temu poznałam Bożenę Klimus - reporterkę TVP Katowice, autorkę reportaży "Po drugiej stronie ulicy". Zgodziła się, aby jeden z odcinków opowiadał naszą historię i dziś go kręciliśmy. Nie będę jednak teraz o tym opowiadać, ponieważ czeka nas jeszcze jeden dzień zdjęciowy. Opowiem o tym, jak skończymy.
Będzie za to o jednym z elementów dzisiejszych zdjęć, czyli o wizycie na oddziale Patologii Noworodka w Zabrzu - tu dzieci spędziły pierwsze miesiące, tu uratowano im życie.
Wybieraliśmy sie tam już od kwietnia. Mieliśmy pojechać z okazji pierwszych urodzin Drużyny - niestety byłam wtedy z Anią w szpitalu. Później mieliśmy pojechać na rok od wyjścia do domu, ale był okres urlopowy, poza tym znów ja w szpitalu, tym razem z Alą. I tak się zeszło, aż do wczoraj.
Z racji tego, że towarzyszyła nam ekipa telewizyjna, wiedziałam, że nie będzie to łatwa wizyta. Dużo zamieszania i w ogóle. Jednak na same odwiedziny się cieszyłam. Chciałam pochwalić się, jak dzieci pięknie rosną, jakie robią postępy. Mieliśmy kwiaty, tort i oczywiście zdjęcia dzieci. Miało to być spotkanie pełne pozytywnych emocji. Miało...
Wystarczyło jednak, że przekroczyliśmy próg oddziału. Minęliśmy drzwi, za którymi walczą te najmniejsze dzieci i ścisnęło mnie w gardle. Czułam, jak łzy napływają mi do oczu.
Myślałam, że ten rodział życia mamy za sobą. Koniec. Było, minęło. Przecież kilka razy byliśmy w Zabrzu u naszej pani doktor prowadzącej i było OK. Ale nigdy nie wchodziliśmy na oddział... Gdy Bożena poprosiła, żebym, podeszła do jednego z inkubatorów, ponieważ potrzebowała tych zdjęć do reportażu, nie wytrzymałam. Pękłam i rozsypałam się na tysiące kawałeczków. Nie potrafiłam powstrzymać łez. Wszystko wróciło - strach, żal, bezsilność. Chyba nigdy nie uwolnię się od tych uczuć. Schowałam je gdzieś na dnie serca, udawałam, że ich nie ma. Ale są! Są i będą towarzyszyć mi już zawsze... Nie potrafiłam się już pozbierać. Nie sądziłam, że ta wizyta tak sie potoczy. Mimo wszystko cieszę się, że byliśmy. Teraz jeszcze bardziej doceniam to, co mamy. I nie wiem, jak dziękować lekarzom i pielęgniarkom z naszego oddziału. Gdyby nie Oni, dziś my nie mielibyśmy o kogo walczyć. Dziękujemy!!!
![]() |
Najlepsza ekipa medyczna! :) |
![]() |
Tata czyni honory :) |
![]() |
Dr Anna Nowak - nasza dr prowadząca |
![]() |
Dr Dorota Kuhny - opiekowała się nami jeszcze przez rok od opuszczenia oddziału w ramach poradni neonatologicznej |
*Tekst pisałam wczoraj wieczorem. Emocje jednak zwyciężyły. Musiałam ochonąć, dlatego publikuję go dopiero dziś.
Najważniejsze jest to co było teraz. Czytam Cię i podziwiam jesteś bardzo dzielna!
OdpowiedzUsuńDzięki. WIem, że nie można żyć przeszłością, ale nie łatwo jest się od niej uwolnić.
UsuńDobrze czasem popłakałam i uwolnić to co nas gniecie!
OdpowiedzUsuńEch... Czasem tak, ale myślalam, że już wypłakalam wszystkie łzy...
UsuńPowroty bywają trudne i łezka kreci się w oku, jak czyta się ten tekst, ale najważniejsze że są takie miejsca i te najmniejsze istotki mogą otrzymać pomoc. I dzięki nim są choć było tak ciężko!!
OdpowiedzUsuńZawsze jak czytam Wasze wpisy i na fb i tu odbieram je bardzo emocjonalnie, nie znam tych uczuć, nie przeżyłam ich...ale mam dwie cory i jestem w stanie sobie wyobrazić to wszystko, o czym piszecie... Uwielbiam Was od zawsze, podziwiam i jesteście gdzieś w moim serduchu cały czas! Myślę, że piękne jest to, że łzy wspomnień mogą na dany moment zamieniać się w łzy szczęścia :) przytulam Cie mocno Mamo Drużyny!
OdpowiedzUsuńMoją Córcię uratowały te same cudowne Panie Doktor. Do końca życia będę Im wdzięczna, ale nadal nie mam siły i odwagi na wizytę na oddziale, a minęło już trochę czasu.
OdpowiedzUsuń